wtorek, 27 grudnia 2011

Chaos

Jak sam tytuł wskazuję dzisiejsza notka będzie chaotyczna. Więc. Co do prezentów świątecznych. Powiem tak. Jedne z najlepszych i najbardziej obfitych Świąt. Pod choinką znalazłam nową prostownice (mam nadzieję, że jej żywot będzie długi i piękny), dużo rajstop i bielizny, słodycze, wymarzoną torbę listonoszkę (kocham ją od pierwszego wejrzenia), wymarzone buty (jak widać marzenia się spełniają), kalendarz ścienny i ogromną ilość słodyczy. Posypało się też troszkę pieniędzy, które w najbliższym czasie przepuszczę w sh.
Dzisiaj trafiła mi się niezła gratka na grzeboczku. Znalazłam śliczną, koronkową, czarną miniówkę z H&M za śmieszną cenę 15 złotych. Uwielbiam takie niespodzianki. Co więcej jest to spódniczka dziecięca, do której udało mi się wcisnąć. Mam szczęście być osobą niską. Już nie raz mi się poszczęściło i kupiłam coś taniej na dziale dziecięcym. W przypadku spodni z Terannowej kupuje spodnie na 11-12 latki, które po jakimś czasie użytkowania "rosną" na mój rozmiar. Tak przedstawia się mój dzisiejszy łup :

Następnie mam do zrecenzowania tusz do rzęs, który miałam przyjemność sobie ostatnio kupić.



Jak widać jest to tusz marki Essence. Do kosmetyków tej firmy nie jestem przekonana, bo w przeszłości niejednokrotnie mnie zawiodły. Ale o tym tuszu naczytałam się samych rewelacji i postanowiłam się skusić. Nie żałuję. Lepszego nie miałam przyjemności używać. Jest porównywalny, w mojej opinii, do tych droższych z Maybelin tudzież Max Factor. Spodziewałam się klapy a w zamian zyskałam wymarzony tusz w niskiej cenie 10 zł, z którego nie zrezygnuję. Świetnie wydłuża i pogrubia rzęsy, nie pozostawia grudek nawet po kilku warstwach. Efekty sztucznych rzęs w moim przypadku nie ma, bo mam strasznie krótkie rzęsy, ale tak czy siak faktem pozostaje, że lepszych efektów nie mogłam sobie wymarzyć.

PS W swoim czasie mam zamiar wystawić na allegro praktycznie nową torbę z New Yorkera. Umieszczę tu wtedy odpowiedni link. Sprzedam ją za 30 ewentualnie 25 złotych. Polecam. ;)

sobota, 24 grudnia 2011

Xmas time



Simon życzy Wam Wesołych Świat! ;)


Święta, święta. Brak śniegu.
Dawno mnie tu nie było, z racji tego opiszę co działo się u mnie na przestrzeni tygodnia. W końcu udało mi się pójść do tego dermatologa, który przepisał mi tak drogie lekarstwa, że tata pogroził, że mogę pożegnać się z prezentem gwiazdkowym. Po prawie tygodniowej kuracji, jak na razie, nie widzę zbyt dużych zmian. Nie oczekuję też cudów, bo Pani dermatolog ostrzegła, że trądziku nie da się całkowicie wyleczyć. Staram się też ograniczyć słodycze wszelakiej maści. Nie rozstaje się z butelką wody mineralnej.
1 na semestr z fizyki bardzo mnie wkurwiła, i aż mam chęć rozwalić moją kochaną nauczycielkę, która nawet nie dała mi szansy, na to żeby cokolwiek z tym zrobić. Dziękuję!
Wigilia klasowa - byłam nieobecna, bo zdawałam geografię, ale z tego co mi wiadomo była dosyć żałosna. Dostałam drewnianą szkatułkę na biżuterie ( to już moja piąta :D ).
Wigilia dzisiejsza. Pozostawię ją bez komentarza. Prezenty udane, wszyscy z prezentów zadowoleni (poza jedna osobą, która musiała marudzić i zepsuć nam święta). Na szczęście udało mi się nie przejeść, i mam troszkę miejsca w brzuszku.  Pozostaje tylko lenić się na maksa i leżeć brzuchem do góry. Na ustach mam miodek z wigilijnego stołu a w słuchawkach świąteczne utwory.
Jako, że są Święta wypadałoby złożyć życzenia. Ja życzę Wam przede wszystkim radosnych, spokojnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych bez kłótni i niepotrzebnych nieporozumień. Ażeby wszystkie kalorie poszły w wiadome miejsce a sylwester był bez kaca.

PS Czekam, aż moja kicia przemówi do mnie ludzkim głosem. ;)

sobota, 17 grudnia 2011

. . .


Powoli przyzwyczajam się
do swej nieobecności,
powoli przyzwyczajam się
do swej obojętności i tak
czasem sobie myślę, że
lepiej byłoby gdyby nie było mnie...
wszystko czego pragnę, czego chce
spala się
zanim wyciągnę po to ręce
spala się...

odpocznijmy
połóżmy się
zapomnijmy

czwartek, 15 grudnia 2011

Zlosliwosc rzeczy martwych

W przeciągu dwóch tygodni zepsuła mi się prostownica, lokówka i suszarka. Dodatkowo zepsułam opiekacz upuszczając go na ziemie. Coraz częściej zaczynam wierzyć w starogreckie fatum. Tak jak mogę żyć bez lokówki i prostownicy, suszarka jest mi super potrzebna. Liczę na to, że samo się naprawi i nie będę musiała wydawać pieniędzy. Rozpaczam nad tym, że mam krótkie włosy, że bezmyślnie ścięłam swoje piękne, długie loki. Teraz nawet nie mam jak ich ułożyć, bo nic nie działa. I chodzę po tym świecie z rozwianym sianem na głowie. I czekam na poniedziałek. Na wizytę u dermatologa. Czekam na czwartek. Koniec męczarni. Czekam na urodziny i "modne gwiazdki". Czekam na wakacje, które mają być niezapomniane. Czekam na martensy. W słuchawkach mam ukochany Queen.

Nic nie zmieniać. Tak jak jest jest dobrze.

niedziela, 11 grudnia 2011

Breaking Dawn Part 1



Wczoraj miałam przyjemność oglądnąć pierwszą część Breaking Dawn. Niestety oglądałam dosyć nieudaną wersję kinową. Aczkolwiek najbardziej dobijały mnie polskie napisy, które nijak się miały do ogólnego sensu. Widać, że osoba tłumacząca nigdy w życiu nie miała książki w ręku. Jako, że znam całą sagę prawie, że na pamięć jakoś dawałam radę i sama sobie tłumaczyłam. Pierwsze czym się zachwyciłam to przepiękna suknia ślubna Belli i świetna ścieżka dźwiękowa. Męcząca na dłuższą metę była gra aktorska Roberta Pattinsona. Nie jest wybitnym aktorem, ale w pewnych momentach aż śmiać mi się chciało kiedy patrzyłam na jego mimikę. Śmieszne były również niektóre efekty specjalne. Pierwsza księga, czyli księga Belli, była całkiem znośna, Kristen Stewart pozytywnie mnie zaskoczyła umiejętnościami aktorskimi. Byłam również pod wrażeniem wychudzonej i wymęczonej Belli. Ekipa filmowa świetnie się spisała. Były dwa  momenty w których łzy aż się cisnęły do oczu. Moment kiedy Bella rozbierała się do kąpieli i twarz Edwarda wykrzywiona w bólu. Jest to pewnie sprawka piosenki Aqualung & Lucy Schwartz - Cold, która jest zdecydowanie najlepszą piosenką z całego filmu i do tej pory mnie zachwyca. Ten moment w filmie był świetny i smutny zarazem. Łzy same płynęły kiedy Bella patrzyła na swoje zmizerniałe i wychudzone ciało. Drugim momentem był moment porodu Belli. Kiedy zdawało się, że umarła. Doskonale wiedziałam jak przebiegną wypadki, ale mimo to nie dało się patrzeć na to, jak Jacob płakał na schodkach werandy i Edwarda, który był pewny, że Bella nie przeżyje. Zaskoczona byłam przebiegiem transformacji Belli. Pozytywnie. Świetne pokazany jad przepływający przez jej żyły, jej wewnętrzne cierpienie kiedy była przytłoczona morfiną i oczywiście moment,w którym jej ciało zaczęło się przeobrażać. Zawiodłam się trochę, że Renesmee nie była taka, jaką została opisana w książce, ale bardzo dużo wątków nie zgadzało się z fabułą. Chociażby walka Cullenów z watahą. Film kończy pobudka Belli do nowego życia. Z tego co czytałam na forach po napisach była jakaś scena-niespodzianka. Niestety w wersji, którą oglądałam napisów nie było w ogóle, więc nie wiem o co chodzi.

Ocena : 3/10

Ogólnie rzecz biorąc jestem odrobinkę zawiedziona, bo wyobrażałam to sobie zupełnie inaczej. No i nie ujęli w filmie wielu zabawnych wątków. Najbardziej nieudane było porozumiewanie się watahy. Mówili jak cyborgi. Duży plus za wzruszające momenty i piękną muzykę.

niedziela, 4 grudnia 2011

We found love in a hopeless place

Kiepsko. Źle. Beznadziejnie.
Wszystko co dobre i miłe zawsze musi się szybko kończyć. Tym razem nie mogło być inaczej.
U mnie nic, w tym tygodniu wybieram się do dermatologa żeby ujarzmił moja okropną i fatalną cerę, bo już nie mam do niej siły. Wydam pewnie fortunę za wizytę i kosmetyki, ale jeśli to pomoże to może warto? Przestałam jeść słodycze, łykam drożdże w tabletkach (są paskudne w smaku) i nic. Syfy jak były tak są. Włosy też mam w okropnym stanie przez ciągłe prostowanie i zamówiłam sobie odżywkę na allegro, którą wszyscy wychwalają pod niebiosa. W swoim czasie wydam o niej opinie. Przez roczne farbowanie henną moje włosy są teoretycznie w lepszej kondycji i mają ciemniejszy kolor co jest zaletą aniżeli wadą, ale rozdwojone końcówki to mój odwieczny problem. Jako, że zapuszczam włosy nie mogę sobie pozwolić na ich ścięcie. O produktach Kallosa (moja przyszła odżywka) naczytałam się samych pozytywnych opinii. Aczkolwiek obawiam się kupowania w ciemno. No nic. Jakoś to będzie. Niech wszystko wróci do normy....

niedziela, 27 listopada 2011

Uroda - dar czy przeklenstwo?

W XXI wieku operacje plastyczne mające na celu korekcje nosa, twarzy, piersi są na miejscu dziennym. Tona makijażu na twarzy kobiety bądź nastolatki też nie jest czymś zaskakującym. Dążenie do pięknego wyglądu to chleb powszedni. Zatracając się w szaleństwie botoksów, wypełniaczy, fluidów, podkładów tracimy siebie i naturalny wygląd. Od jakiegoś czasu oglądam na programie TVN Style: Beauty & Beast. Bynajmniej nie ma to nic wspólnego z bajką Disneya. Jestem zszokowana tym jak społeczeństwo postrzega wszelkiego rodzaju "inność". Dyskryminują ludzi, których wygląd nie jest sztuczną maską stworzoną przez operacje plastyczne. To co najbardziej poruszyło mnie w tym programie to ludzie, których los nie obdarzył urodą. Codziennie zmagają się ze swoim wyglądam, z chorobami, które niszczą ich twarze. Mimo tego cieszą się życiem, które jest trudne. Oglądając ten program doznałam dziwnej rzeczy. Uświadomiłam sobie jaką jestem szczęściarą, że jestem zdrowa, że mam perspektywy. I zaczęłam współczuć dziewczynom, które pewność siebie zdobywają sztucznymi rzęsami i maską makijażu. Wymodelowane i "sfotoszopowane" dziewczyny na okładkach gazet, w telewizji tworzą u młodych dziewcząt ideał piękna, którego, być może, nigdy nie zdołają zdobyć. Napełniają je kompleksami, niszczą psychikę. Niszczą wartości i pewność siebie. Jestem dumna ze swojej postawy wobec niszczącego kiczu. Kiedyś przejmowałam się swoim wyglądem, chciałam być piękna i cudowna. Teraz... Nie przywiązuję już takiej wagi do tego czy moje rzęsy są odpowiednio długie, czy usta są idealnej proporcji. Nie oceniam ludzi po wyglądzie. Wiem, że po tym nie poznam osoby. Wiele osób czytając ten post pewnie pomyśli sobie, że jestem zakompleksiona i brzydka. Owszem. Mam kompleksy. Ale nie znam osoby, która by ich nie miała. Czy jestem brzydka? Nie mnie to oceniać. Jestem zadowolona z siebie i nie potrzebuję wyglądać lepiej.

środa, 23 listopada 2011

I'm coming up only to hold you under



"Przychodzę tylko by Cię podtrzymać
Przychodzę tylko by pokazać, że się mylisz
I trudno jest Ciebie poznać; zastanawialiśmy się
czy się nie pomyliliśmy.
"

wtorek, 22 listopada 2011

I hate this part right here

Moje gusta muzycznie diametralnie się zmieniają z minuty na minutę.
I niech tak będzie.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Fuck the system!

Co z tą ambicją, hmm? Gdzie się podziałaś moja ambicjo? Jesteś tam? Zjadło Cie lenistwo? Wróć, proszę, bo w środę zabranie a z ocenami marnie. Oj marnie. Aż się załamuję na myśl o tym jak zawaliłam sprawę nauki. Czasu brak i jak tu się uczyć kiedy wzywają inne rzeczy? Dzisiaj wpadła mi piątka z francuskiego z zadania, które napisałam na kolanie pięć minut przed lekcją. Głupi ma zawsze szczęście. Więcej szczęścia niż rozumu, co w moim przypadku jest niezaprzeczalną prawdą. Sokratesik wzywa i zaczyna nabór od września. Stopson to zawsze umie człowieka pocieszyć. Ale ma też kuszące alternatywy co niekoniecznie ułatwia sprawę. Zatopić szkołę tanią wódką? Niee. Wziąć się do nauki? Taaak! Zobaczymy, jak to wyjdzie w praniu.

żegnam was wraz z tęczami i jednorożcami. Fuck this!

niedziela, 20 listopada 2011

Right there

 8 miesięcy.

Jesiennie. Pięknie. Cudownie. Uwielbiam jesień. Jest piękna i prawie w ogóle nie mam alergii. ;)
Weekend powoli dobiega końca i nijak się z tym mam. Z jeden strony zobaczy się tych wspaniałych ludzi, z drugiej szlag trafia na samą myśl o ogromie sprawdzianów, nauki. Aczkolwiek Święta tuż, tuż i napełnia mnie to pozytywną energią. Jak na razie pilnie poszukuję korepetytora z matmy. Postanowiłam wziąć się za siebie i pokazać mamie, że mam jakieś ambicje. Muszę być dobra z matmy. Priorytetem jest w końcu zrozumieć ten przedmiot. Kto wie co przyjdzie robić w życiu. Matura z matematyki obowiązkowa, co za tym idzie, trzeba się do niej przyłożyć.
W słuchawkach umila mi czas, niezastąpiony SOAD, a w tytule Nicole. ;) Czekam na śnieg. Po raz pierwszy w życiu cieszę się z nadchodzącej zimy.



Z serii : co zrobić żeby się nie narobić. Choroby szaleją, coraz zimniej, a do wiosny daleko. Polecam rozgrzewający, pyszny napój na zimne wieczory. Do kubka wlewamy mleko, łyżeczkę miodu, łyżeczkę cukru (bądź dwie), szczyptę cynamonu i kilka ususzonych goździków. Zagrzać, wypić i rozkoszować się. Dobre na poprawę humoru i na pewno mniej kaloryczne od uwielbianej czekolady. ;)
To chyba tyle na dziś. Miłej reszty weekendu.

PS Serj Tankian to niezaprzeczalny geniusz.

niedziela, 13 listopada 2011

Usta jak marzenie




Przypomniałam sobie, że miałam się pochwalić nową pomadką, którą ostatnio nabyłam w drogerii. Jest to pomadka firmy Carmex. Dałam za nią przeszło 9 zł, ale jest warta każdej kwoty. Świetna, oleista konsystencja sprawia, że usta są odpowiednio chronione i odżywione. Dodatkowo posiada filrt UV 15 na zimę i lato co jest niesamowicie ważne. Ciekawostką jest to, że produktów Carmex używają gwiazdy Hollywood. Mam zamiar kupić jeszcze błyszczyk. Polecam wszystkim, których wargi są spierzchnięte i pękają. Nie zraźcie się wysoką ceną. Sztyft starcza na bardzo długo.

Nie ogarniam słowa ogarniam

Z serii ławkowych rozkmin. Dawno mnie nie było, ale jestem. Komputer nareszcie sprawny, więc można szaleć.
Co u mnie słychać? Całkiem dobrze, radośnie i pozytywnie. Co prawda zima coraz bliżej, ale jesień cieszy oko. Póki co. W głośnikach głupie piosenki nad których sensem głowimy się z Marysią, klasową BFF. Planów sporo, funduszy wcale. Ale Polak potrafi. Licealista zwłaszcza. :D
Oceny nie powalają, ale staram się i nawet matma dobrze mi wchodzi i wychodzi. Wszystko w koło aż się prosi o "pućka". Nawet Pani Ka, która zyskuję przy bliższym poznaniu i, o zgrozo, zaczynam ją lubić.
Pozdrawiam ludzi, którzy obrabiają dupę za plecami i tych, którzy mają problem i nawet nie wyjdą z propozycją spotkania a twierdzą, że to ja ich olewam. Zapomniałam o tych, którzy powtarzają zasłyszane plotki i nie raczą sprawdzić prawdy u wyżej wymienionych. Fałsz się rozprzestrzenia. ;)
To chyba tyle z nowości. Idę się pouczyć francuskiego, bo sprawdzian jutro.

Au Revoir!

niedziela, 18 września 2011

O kosmetykach



Hej. Dzisiejsza notka będzie trochę inna od pozostałych. Postanowiłam napisać Wam o kosmetykach, których używam na codzień oraz o oszczędnym kupowaniu wcześniej wymienionych. Otóż ja należę do osób, które chcą mieć jak najlepszą jakość w jak najniższej cenie.  Jestem zwolenniczką promocji, rabatów, gratisów itd. Nie lubię wydawać bezmyślnie kupy pieniędzy skoro dany produkt mogę kupić w mniej znanej firmie i w o wiele niższej cenie.
Na początek przedstawię Wam kosmetyki do twarzy. Wszystkie mam z Ziaji oraz Evy, które stosuje zamiennie. Jako, że jestem alergiczką muszę mieć dobrane specjalne kosmetyki, które nie podrażnią mojej wrażliwej cery, ale również zadbają o nią. O moją buźkę dba :
Żel antybakteryjny z serii Tin Tin - za buteleczkę, która ma ok. 200 ml zapłaciłam coś ponad 8 złotych
Tonik antybakteryjny również z serii Tin Tin -  tak jak wyżej napisałam za buteleczkę 200 ml zapłaciłam koło 8 złotych
Krem antybakteryjny z serii Nuno - 60 ml 9 złotych
Krem na lato i zime z filtrami UV i UVB - 60 ml w cenie 5 złotych, dodatkowo dostałam pomadkę oliwkową w cenie kremu.
Podsumowując. Kosmetyki z Ziaji są bardzo delikatne i wszystkie, które mam do twarzy są przeciwtrądzikowe. Rewelacji nie ma, ale moja cera jest zawsze oczyszczona i świeża. I co najważniejsze nie jest podrażniona przesz szkodliwe ingrediencje. Dodatkowo mam jeszcze peeling do twarzy z Avonu z serii dla nastolatek, który niestety był odrobinę droższy, ale cera po nim jest gładka jak pupa niemowlaka. ;)
Do włosów używam szamponu Head&Schoulders przeciwko wypadaniu - 400 ml w cenie 16 złotych. Od razu powiem, że jestem zachwycona tym szamponem i nie zamierzam z niego rezygnować. Ma świetny zapach i włosy faktycznie mniej mi wypadają, mam ich więcej, są zdrowe i przede wszystkim bez łupieżu.
Do ciała mam żele pod prysznic z Ziaji - niestety mam ich tak dużo, że nie będę wymieniać wszystkich. Duża butelka żelu kosztuję ok. 6 złotych i starcza na bardzo długi okres czasu, bo żel jest wydajny. Dobrze się pieni i cudownie pachnie.
Dodatkowo pragnę polecić balsam do ciała firmy Lirene. Jest to balsam brązująco-ujędrniający o zapachu Cafe Latte. Kupiłam go podczas wakacji za 16 złotych, aby przedłużyć opaleniznę i jestem wprost zachwycona jego działaniem i pięknym zapachem. Brązuje stopniowo i bardzo delikatnie, nie pozostawia pomarańczowych smug i plam na ubraniach. 250 ml tego cudu.
Wszystko to kupiłam w drogerii Rossmann bądź w Naturze. Od razu powiem, że polowałam na promocje żeby kupić je nieco taniej. Kosmetyki z Ziaji nie należą do drogich a stosuje je od paru miesięcy i jestem zadowolona z efektów. I biorąc pod uwagę wcześniejszą notkę, mają same plusy.
W następnej napiszę Wam co nieco o kosmetykach, które można zrobić w domu. Pozdrawiam!

sobota, 17 września 2011

Testowanie na zwierzetach



Poruszona postem koleżanki postanowiłam również sama coś wspomnieć na ten temat. Często lekkomyślnie kupujemy różne produkty czy to kosmetyczne czy spożywcze. Nie zastanawiamy się nad tym czy dany produkt testowany był wcześniej na jakimś zwierzęciu. Wiem o tym, bo sama sporadycznie zwracałam na to uwagę. Postanowiłam wsiąknąć głębiej i trochę więcej poczytać o kosmetykach testowanych i nietestowanych na zwierzętach. Od dziś będę się starała kupować kosmetyki całkowicie niezwiązane z tym brutalnym sposobem sprawdzania jakości. Zaangażuję w to znajomych. Wiem, że w ten sposób nie wskóram zaniechania tych okropnych praktyk, ale przynajmniej sama będę miała tę świadomość, że być może uratowałam jakiemuś zwierzakowi życie. Proszę was. Poświęćcie trochę czasu i poszukajcie na internecie firm i produktów, które mogą uratować życie niewinnym zwierzątkom. Nawet głupi jogurt przed wpuszczeniem do sprzedaży jest testowany na tych stworzeniach.
Poniżej umieszczę Wam firmy kosmetyczne, które nie testują kosmetyków na zwierzętach :
- Bielenda
- Avon
- Eris
- Farmona
- Kolastyna
- Miraculum
- Pollena-Ewa
- Primer
- Ziaja
- Oriflame
Same możecie poszukać. Ale polecam strony promowane przez PETE.

Someone like you

No i mamy weekend. Słoneczko świeci, wietrzyk wieje i wszystko jest, jak powinno. Tydzień zleciał mi nawet szybko. Załatwiłam sobie zwolnienie z basenu, i jest oki. Znam już wszystkich, dziewczyny nawet po nazwisku.  
Polubiłam moja klasę i szkołę. Pokochałam chemie i biologie. Zwłaszcza pana z chemii, który jest po prostu zajebisty. I zauważyłam, że się zmieniam. Nie wiem czy na lepsze czy na gorsze, ale coś się zmienia.
Tymczasem zbliża się pół roku i aż skacze ze szczęścia i liczę na więcej, więcej, więcej. Chłodniejsze dni nadchodzą, ale w środku gorące lato. Co prawda dopadają mnie wstrętne choróbska, ale łykam tabletki i mam nadzieję przeżyć zimie. Na razie ciesze się zbliżającą się jesienią, która jest najpiękniejszą pora roku. Mam już upatrzone buciki na jesień. Teraz muszę wyciągnąć mamę na zakupy. ;)
Z racji tego, ze jest szkoła, nauka, zadania i lektury, będę pisać od jednego do trzech razy w tygodniu. Wyczekuje poniedziałkowej lekcji chemii. Bedzie się działo. Zabieram się do pracy. Zrobie sobie jeszcze kubek latte i uciekam. Trzymajcie się w te chłodne wieczory.

Poprzewracało Ci się we łbie.  

niedziela, 11 września 2011

Toksycznosc naszego miasta

W to jakże piękne i słoneczne niedzielne popołudnie witam was z toksycznego miasta gdzieś w górach.
Od tygodnia szkoła, a ja zapierdzielam równo. Aczkolwiek jest pozytywnie, znamy się, lubimy i wszystko pięknie. Dzisiaj zafarbowałam swoje nudne, brązowawe włosy na piękny rudo-czerwonawy kolorek. Ach. Miałam niby nie farbować, ale skoro zwolnię się z basenu na trzy lata to mogę szaleć. Jutro znowu szkoła. W domku czeka na mnie góra zadań domowych i druga, równie wielka góra zeszytów czekających, aż zechce się pouczyć. Najbliższe dni mają być słoneczne i ciepłe i aż mnie szlag trafia. W szkole siedzę do 16 i nic nie mam z tej zajebistej pogody. Czemu do cholery lipiec nie mógł taki być? Ja już szykowałam się z mamą na zakupy kupić buty jesienne i buty zimowe a tu słońce. Ale nie jest źle. W tym tygodniu mam sporo nauki i załatwień, więc posty będą coraz rzadziej. Jak tylko cyknę sobie jakąś fotencje z boskimi włosami to dodam.

SOADuję. <3

czwartek, 8 września 2011

Can't stop!

Dzisiaj będzie krótko. Wycieczka nie wypaliła, bo waliło deszczem. Więc dzień integracji klasowej odbył się w szkolnej czytelni. Było całkiem fajnie. Potem poszłyśmy z dziewczynami do KFC, nawpieprzać się kalorii i nie zdrowego jedzonka. Cały dzień opierdzielania się, a jutro ważna kartkówka. Mam nadzieję, że jutro będzie walić deszczem równo, bo mamy zaplanowane cztery okrążenia boiska znajdującego się na dworze. Wrr.
W rytmach Redhotsów idę walczyć z tą pieprzoną historią i układem pierwiastków.

środa, 7 września 2011

Miało byc tak pieknie




Szkoła, szkoła, szkoła, szkoła. Dlaczego? Nawet tydzień nie minął, a ja już czuję się wykończona. Psychicznie i fizycznie. Codzienne dojazdy mnie wykańczają. I siedzenie w szkole do późna. I rozszerzona matma! Boziu... Dlaczego skazałaś mnie na ten niezrozumiały przedmiot? W dodatku na rozszerzeniu! Co prawda z kartkówki dostałam 3... I jestem osobą, która ma szansę przejść z matmy. Pocieszne, co? Będzie trzeba się przyłożyć do nauki. Aż skaczę ze szczęścia. Oczywiście sarkastycznie mówiąc. I co tam jeszcze u mnie? Nie ogarniam tego wszystkiego. Ech. Chce wakacje, albo chociaż weekend żeby móc odetchnąć. I zregenerować wymęczoną psychikę. Jutro cały dzień uczenia się pieprzonej historii i czytane pieprzonej mitologii. Na szczęście nie mam pieprzonych lekcji, tylko pieprzoną wycieczkę na błonia, ażeby się pieprznie zintegrować. Mam taką chęć kląć na tą szkołę... Wrrr! Trzeba było iść do technikum i nie byłoby  tego całego gadania. Tymczasem czekają mnie trzy lata zakuwania do matury, brak widoków na przyszłość i ciągłe angstowanie. Lubię to! Nie wiem dlaczego tak źle się czuję w tej szkole. Niby ją znam, niby mam koleżanki i kolegów, ale nie czuję się dobrze. Czuję się wręcz fatalnie. Muszę pokupować resztę książek. I kawę. Dużo kofeiny w tym roku. Inaczej nie wyrobię. I fun roku! Nasz wspaniały ksiądz kazał nam przeczytać księgę z Pisma Świętego na ocenę! Juhu... Zaraz idę coś wszamać na pocieszenie. Mam tak zły humor, że prawie zabijam wzrokiem. A kalorie zawsze są pocieszne.
Dobranoc.

piątek, 2 września 2011

Szkolnie

Pierwsze dwa dni... Nie było tak źle. Początek był kiepski, bo nikogo się nie znało, ale potem jakoś poszło. Mam w klasie chyba 22 dziewczyny i 9 chłopaków. Klasa całkiem fajna. Naszą wychowawczynią jest Pani z polskiego. Na wstępie postraszyła nas rozszerzeniem z tego właśnie przedmiotu. Klasa jest całkiem fajna, ale strasznie liczna. Kiedy ja spamiętam te imiona?! Dzisiejszy dzień rozpoczęłam spóźnieniem i francuskim. Już na wstępie powiem, że kocham i nie lubię tego języka. Kocham, bo jest piękny.... nie lubię, bo jest trudny. Ale chyba jakoś mi pójdzie. Następnie historia. I już mam zapowiedzianą kartkówkę z historii Polski. Od początków jej istnienia do chwili obecnej. <- tak sądzę.  Milutko. ;)
Potem chemia. Pan z chemii mnie przeraża. Bardzo. Czuję, że lizydupstwo będzie nieodłączną częścią mojej edukacji z tego przedmiotu. Następnie polski i oprowadzenie po szkole, którą znam jak własną kieszeń. Na koniec dwie godzinki wfu. Już wiem, że zwolnienie się z basenu jest praktycznie niemożliwe. Wf jest tam zadziwiająco ważnym przedmiotem. Co do planu lekcji... Jest całkiem ok. Mogłoby być mniej tych lekcji, bo w domu będę strasznie późno. No, ale myślę, że będzie dobrze.

_______________________
zajebisty brak humoru. ;/

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

" Nick to nie imie. Swiat to nie matrix. Zycie to nie gra, nie daj sie wylogowac! "

Leżę i zdycham. A właściwie siedzę. To przeziębienie mnie wykończy. Z racji tego, że choruję od dwóch dni siedzę w domu. Co za tym idzie nudzę się okropnie.  Na szczęście mój pocieszyciel staję na wysokości zadania i zapewnia mi rozrywkę. Po raz pierwszy udało mi się ograć tych cwaniaków w Eurobiznes. Jestem z siebie bardzo dumna, bo do tej pory ciągle przegrywałam. Dzisiejsze spotkanie z Kamilą i Dagną nie wypaliło z racji tego, że jestem chora, a Dagna podobno nie mogła. I w te wakacje chyba nam się nie uda spotkać, bo wątpię żebym szybko wyzdrowiała. Dzisiaj miałam też przyjemność oglądnąć "Salę Samobójców". Wszyscy się tym filmem zachwycali, więc musiałam obejrzeć. Jestem pod wrażeniem, bo spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Po pierwsze ścieżka dźwiękowa filmu jest genialna. Do tej pory się nią zachwycam. Po drugie Agata Kulesza w roli rodzicielki. Nie powiem. Grała ostrą i twardą sztukę. Podobał mi się również motyw dręczonego nastolatka. Dobrze, że ktoś w końcu postanowił pokazać do czego może doprowadzić znęcanie psychiczne nad kimś innym. No i oczywiście słynna Sala Samobójców. Świetne efekty. Niestety nie wszystko było wspaniałe. Nie podobało mi się, że główny bohater pochodził z bogatej rodziny, bo to odbierało filmowi wiarygodności. Gdyby był przeciętny, tak jak większość polskich rodzin, myślę, że łatwiej byłoby zrozumieć jego postępowanie. Minusem jest także zbyt częste występowanie angstu, czyli tzw. EMO. Nie toleruję tej subkultury, więc ciężko mi się oglądało. Reasumując. Film dobry, raczej smutny. Warto poświęcić dwie godziny. Chociaż jest dla ludzi tolerancyjnych, bo pojawia się wątek homoseksualny.






Dodam wam jeszcze dwa obrazki. Jeden z filmu, drugi promujący. Łyknę sobie Flavamed i uciekam do łóżka. Dobranoc! ;)

sobota, 27 sierpnia 2011

Brak tytułu

Gorąco. Upał. I fajerwerki pod domem. Lubię to. Wcinam sobie pizze szwajcarską. Mmm.
Dzisiaj basen i spotkanie Lodzi i Kwadri. -_-      Zajechało plastikiem. Potem dom i chorowanie. Teraz czekam na siostrę i obejrzymy sobie jakiś film. Jutro dzień w rodzinnym gronie Wrocławskim. A poniedziałek Dagienkowato-Camilowy, czyli basen. ;)


EDIT :
Żeby uniknąć jakiś nieporozumień. Kamila. Nie pisz niemiłych komentarzy, bo potem wychodzi, jak wychodzi.
Aha. Nieporozumienia są nieuniknione. Rozumiem, że teraz obie będziecie robić sobie na złość.

piątek, 26 sierpnia 2011

Aha

Niektórzy ludzie to mnie naprawdę dobijają. Człowiek chce dobrze a tu klapa i niezadowolenie.
Ciekawych rzeczy się dowiaduję przez te wakacje.
Pozytywnie? Powiedzmy. Wczoraj basen i dwugodzinny spacer. Potem tzw. "rozkminy" z ludźmi klasowymi. Fajna ekipka się szykuję. ;) Dzisiaj cały dzień w domu, bo upał nie pozwalał wyjść na dwór. Standardowo w najmilszym gronie. Teraz wcinam zupkę chińską i popijam aspiryną, bo bierze mnie jakieś pierońskie przeziębienie. Koncertowo? Tja. Miały być dni wiochy, ale nic z tego nie wyszło, bo zwaliła się rodzinka z Wrocławia. Jutro ucieknę na basen, ale w niedziele ma padać więc rodzinka chyba mnie przygarnie. Tyle na dziś.

PS Uwielbiam ten stan kiedy zajebiście nie mam humoru i nawet czekolada nie pomaga. -_-

środa, 24 sierpnia 2011

Skwar

Takiego upału u nas w górach dawno nie było. Aż strach na dwór wyjść żeby nie umrzeć z przegrzania. Ponad 30 stopni na termometrze. A noce też upalne. Krok za krokiem zbliża się koniec wakacji, a ja dopiero co je poczułam. Holidajs uznaję za baaaardzo udane. Ogólnie rzecz biorąc uzależniłam się od zdrowego odżywiania i opalania. Murzynką co prawda nie jestem, ale coś z czekoladowej opalenizny mam. No i co najważniejsze włosy i cera w dobrej formie, bo na czas leniuchowania rzuciłam w kąt prostownice, tusze do rzęs i inne specyfiki upiększające. Trzy ostatnie dni w pełnym ruchu. Poniedziałek był basenowy. Przypiekłam sobie buźkę. Następnie Cin Cin w rodzinnym i nierodzinnym gronie. Oj. Były bąbelki. ;)
Wtorek zakupowo-spotkaniowy. Cały dzień spędzony w Bielsku. Spotkanie ze starą, podstawówkową koleżanką. Potem miał być spacer z pewną osóbką, ale wylądowaliśmy u mnie w domu i wcinaliśmy serek wiejski. Dzisiejszy dzień również nie wypalił. Miały być rowery, ale upał zwyciężył. Skończyło się u mnie w domu na Eurobiznesie i makaronie z serem. Jutro pewnie basenowo. O tak!
Tak sobie snujemy z Martuchą plany na rok szkolny i czuję, że odnowimy naszą dawną zażyłą znajomość. I wciągniemy w to jeszcze jakiś innych NORMALNYCH ludzi. Tymczasem szykuję mi się spotkanie nowej klasy. Jestem okropnie ciekawa z kim przyjdzie mi żyć przez następne trzy lata. Wszystko okaże się w poniedziałek. Uciekam spać. Branoc.

niedziela, 21 sierpnia 2011

W zgodzie z natura

"Pójdę boso... Spadnę głową, spadnę głową, spadnę głowąąąąą!"

Cóż za cudowny dzień. Rano wraz z siostrą robiłyśmy ciasto. Śmiechu przy tym było co nie miara. Bałyśmy się, że nie wyjdzie, ale wszystkim smakowało. Rodzinny wypad w góry wypalił. Podjechaliśmy samochodem do Szczyrku, a potem wyjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym na Skrzyczne. To była masakra. Jako, że mam lęk wysokości byłam przerażona. Siostra dla poprawienia humoru mojego, jak i swojego nawijała o tym, jak fajnie będzie spaść głową w dół. Miluśko. Widoki były przecudowne. Aż do momentu zatrzymania się wyciągu i trzęsieniu się linom w górę i dół. Poczułam żołądek w gardle i nawet głupie piosenki nie poprawiły mi humoru. Gdy już dojechaliśmy poczułam niewysłowioną ulgę. Miło było poczuć grunt pod nogami. Gdy już zjedliśmy obiadek (kiełbaska, pieczony ziemniak z sosem czosnkowym i mrożona herbatka - mniam!) postanowiliśmy zejść na dół. Było to nieco trudniejsze niż znalezienie się na szczycie, ale po dwóch godzinkach byliśmy na dole.
Wieczorem przyjechała do nas rodzinka, wypili herbatę, zjedli udane ciasto i pojechali. Następnie granie w makao z Rafałem, Tomkiem i Dominiką. Uwielbiam karciane wieczorki.
Jutro pewnie basen. I urodziny siostry. Więc będziemy imprezować w rodzinnym gronie. Tymczasem. Uciekam, bo jestem zmęczona. Dobranoc!

sobota, 20 sierpnia 2011

"Stapamy we dwoje po niepewnym gruncie."

Piękna, cudowna, niesamowita... Pogoda. Pozytywnie! Cały dzień w ruchu. I tak ma być. Czuję się okropecznie najedzona a i tak podjadam sobie borówki z ogrodu. Pychota. Dzisiaj zamiast grilla na działce zrobiliśmy ognisko. Tak czy siak było pysznie. Co prawda jestem pogryziona, ale warto było pocierpieć dla popękanej kiełbaski. ;)
Wieczorem zbierałam w ogrodzie maliny i borówki amerykańskie. Nie obyło się bez krzyków, bo co rusz pojawiał się jakiś pajączek. Następnie rozłożyłam się na zielonej trawce i razem z Rafałem i Dominiką graliśmy w karty. Było bardzo zabawnie.
Jutro najprawdopodobniej robimy rodzinny wypad w góry. O ile zdołam namówić tatę na ruszenie szanownego kuperka. Wypadałoby zdobyć jakiś szczyt w te wakacje. A pogoda ma dopisać. Zaraz zabieram się za sprzątanie. Dobranoc.
Odzyskałam komputer! Co prawda nadal chodzi wolno, ale stęskniłam się za tym starym rzęchem!

Dzisiaj pięć miesięcy. <3

piątek, 19 sierpnia 2011

" Deszcz szczęścia, strzał nad przepaścią. "

Dwa owocne dni. Tak można to ująć. Pogoda dopisywała do tej pory. Wczoraj razem z pewną osobą oglądaliśmy Straszne Filmy. Głupszego kiczu nie miałam "przyjemności" oglądać, więc śmiałam się, jak nienormalna. Załapałam ostatnie promienie słoneczka, bo dzisiaj od rana pochmurno, a przed chwilą była nawet burza. Dzisiaj dzień pt. Wampiry. Laptop łaskawie zapuścił mi "Wampiry i Świry" oraz "Saga Zmierzch: Zaćmienie". Do południa gotowanie pierogów ruskich z pewną osobą. Siódme niebo tuż za rogiem. ;)
Jutro działka o ile dopisze pogoda. Działka równa się grill... A to równa się wyśmienite jedzenie i zabawa.
W głośnikach Christina Grimmie, w ustach herbatniki i jest cacy.

PS Dziękuję Camili za odpicowanie bloga. ;)

środa, 17 sierpnia 2011

Szał zakupowy

Dzisiejszy dzień zaliczam do jak najbardziej udanych. Pogoda świetna, humor również. Do południa złapałam trochę słońca i witaminy D. Zaś po południu wyciągnęłam pewną osobę na zakupy. Co prawda kupiłam tylko szampon, samoopalacz i hennę, ale było... całkiem nieźle.
W głośnikach zapuściłam sobie Kryśkę Aguilerę i wszystko jest pozytywnie!


Christina Aguilera - Bound to you
                                                                                              

czwartek, 14 kwietnia 2011

Słodka wolności

I po egzaminach. Cieszę się ogromnie, bo mam "stresówkę" już za sobą. Rewelacji nie ma, ale nie ma się co martwić na zapas. Zatapiam smutki w mlecznej milce i malinowej herbacie. Ogólnie rzecz biorąc jestem całkowicie nowa w blogowej atmosferze. Nie wiem dlaczego akurat blogspot jest miejscem moich internetowych zwierzeń. Pewnie napiszę kilka postów i na tym moja sława się skończy. Smutne, ale prawdziwe. Znana jestem ze słomianego zapału.