niedziela, 18 września 2011

O kosmetykach



Hej. Dzisiejsza notka będzie trochę inna od pozostałych. Postanowiłam napisać Wam o kosmetykach, których używam na codzień oraz o oszczędnym kupowaniu wcześniej wymienionych. Otóż ja należę do osób, które chcą mieć jak najlepszą jakość w jak najniższej cenie.  Jestem zwolenniczką promocji, rabatów, gratisów itd. Nie lubię wydawać bezmyślnie kupy pieniędzy skoro dany produkt mogę kupić w mniej znanej firmie i w o wiele niższej cenie.
Na początek przedstawię Wam kosmetyki do twarzy. Wszystkie mam z Ziaji oraz Evy, które stosuje zamiennie. Jako, że jestem alergiczką muszę mieć dobrane specjalne kosmetyki, które nie podrażnią mojej wrażliwej cery, ale również zadbają o nią. O moją buźkę dba :
Żel antybakteryjny z serii Tin Tin - za buteleczkę, która ma ok. 200 ml zapłaciłam coś ponad 8 złotych
Tonik antybakteryjny również z serii Tin Tin -  tak jak wyżej napisałam za buteleczkę 200 ml zapłaciłam koło 8 złotych
Krem antybakteryjny z serii Nuno - 60 ml 9 złotych
Krem na lato i zime z filtrami UV i UVB - 60 ml w cenie 5 złotych, dodatkowo dostałam pomadkę oliwkową w cenie kremu.
Podsumowując. Kosmetyki z Ziaji są bardzo delikatne i wszystkie, które mam do twarzy są przeciwtrądzikowe. Rewelacji nie ma, ale moja cera jest zawsze oczyszczona i świeża. I co najważniejsze nie jest podrażniona przesz szkodliwe ingrediencje. Dodatkowo mam jeszcze peeling do twarzy z Avonu z serii dla nastolatek, który niestety był odrobinę droższy, ale cera po nim jest gładka jak pupa niemowlaka. ;)
Do włosów używam szamponu Head&Schoulders przeciwko wypadaniu - 400 ml w cenie 16 złotych. Od razu powiem, że jestem zachwycona tym szamponem i nie zamierzam z niego rezygnować. Ma świetny zapach i włosy faktycznie mniej mi wypadają, mam ich więcej, są zdrowe i przede wszystkim bez łupieżu.
Do ciała mam żele pod prysznic z Ziaji - niestety mam ich tak dużo, że nie będę wymieniać wszystkich. Duża butelka żelu kosztuję ok. 6 złotych i starcza na bardzo długi okres czasu, bo żel jest wydajny. Dobrze się pieni i cudownie pachnie.
Dodatkowo pragnę polecić balsam do ciała firmy Lirene. Jest to balsam brązująco-ujędrniający o zapachu Cafe Latte. Kupiłam go podczas wakacji za 16 złotych, aby przedłużyć opaleniznę i jestem wprost zachwycona jego działaniem i pięknym zapachem. Brązuje stopniowo i bardzo delikatnie, nie pozostawia pomarańczowych smug i plam na ubraniach. 250 ml tego cudu.
Wszystko to kupiłam w drogerii Rossmann bądź w Naturze. Od razu powiem, że polowałam na promocje żeby kupić je nieco taniej. Kosmetyki z Ziaji nie należą do drogich a stosuje je od paru miesięcy i jestem zadowolona z efektów. I biorąc pod uwagę wcześniejszą notkę, mają same plusy.
W następnej napiszę Wam co nieco o kosmetykach, które można zrobić w domu. Pozdrawiam!

sobota, 17 września 2011

Testowanie na zwierzetach



Poruszona postem koleżanki postanowiłam również sama coś wspomnieć na ten temat. Często lekkomyślnie kupujemy różne produkty czy to kosmetyczne czy spożywcze. Nie zastanawiamy się nad tym czy dany produkt testowany był wcześniej na jakimś zwierzęciu. Wiem o tym, bo sama sporadycznie zwracałam na to uwagę. Postanowiłam wsiąknąć głębiej i trochę więcej poczytać o kosmetykach testowanych i nietestowanych na zwierzętach. Od dziś będę się starała kupować kosmetyki całkowicie niezwiązane z tym brutalnym sposobem sprawdzania jakości. Zaangażuję w to znajomych. Wiem, że w ten sposób nie wskóram zaniechania tych okropnych praktyk, ale przynajmniej sama będę miała tę świadomość, że być może uratowałam jakiemuś zwierzakowi życie. Proszę was. Poświęćcie trochę czasu i poszukajcie na internecie firm i produktów, które mogą uratować życie niewinnym zwierzątkom. Nawet głupi jogurt przed wpuszczeniem do sprzedaży jest testowany na tych stworzeniach.
Poniżej umieszczę Wam firmy kosmetyczne, które nie testują kosmetyków na zwierzętach :
- Bielenda
- Avon
- Eris
- Farmona
- Kolastyna
- Miraculum
- Pollena-Ewa
- Primer
- Ziaja
- Oriflame
Same możecie poszukać. Ale polecam strony promowane przez PETE.

Someone like you

No i mamy weekend. Słoneczko świeci, wietrzyk wieje i wszystko jest, jak powinno. Tydzień zleciał mi nawet szybko. Załatwiłam sobie zwolnienie z basenu, i jest oki. Znam już wszystkich, dziewczyny nawet po nazwisku.  
Polubiłam moja klasę i szkołę. Pokochałam chemie i biologie. Zwłaszcza pana z chemii, który jest po prostu zajebisty. I zauważyłam, że się zmieniam. Nie wiem czy na lepsze czy na gorsze, ale coś się zmienia.
Tymczasem zbliża się pół roku i aż skacze ze szczęścia i liczę na więcej, więcej, więcej. Chłodniejsze dni nadchodzą, ale w środku gorące lato. Co prawda dopadają mnie wstrętne choróbska, ale łykam tabletki i mam nadzieję przeżyć zimie. Na razie ciesze się zbliżającą się jesienią, która jest najpiękniejszą pora roku. Mam już upatrzone buciki na jesień. Teraz muszę wyciągnąć mamę na zakupy. ;)
Z racji tego, ze jest szkoła, nauka, zadania i lektury, będę pisać od jednego do trzech razy w tygodniu. Wyczekuje poniedziałkowej lekcji chemii. Bedzie się działo. Zabieram się do pracy. Zrobie sobie jeszcze kubek latte i uciekam. Trzymajcie się w te chłodne wieczory.

Poprzewracało Ci się we łbie.  

niedziela, 11 września 2011

Toksycznosc naszego miasta

W to jakże piękne i słoneczne niedzielne popołudnie witam was z toksycznego miasta gdzieś w górach.
Od tygodnia szkoła, a ja zapierdzielam równo. Aczkolwiek jest pozytywnie, znamy się, lubimy i wszystko pięknie. Dzisiaj zafarbowałam swoje nudne, brązowawe włosy na piękny rudo-czerwonawy kolorek. Ach. Miałam niby nie farbować, ale skoro zwolnię się z basenu na trzy lata to mogę szaleć. Jutro znowu szkoła. W domku czeka na mnie góra zadań domowych i druga, równie wielka góra zeszytów czekających, aż zechce się pouczyć. Najbliższe dni mają być słoneczne i ciepłe i aż mnie szlag trafia. W szkole siedzę do 16 i nic nie mam z tej zajebistej pogody. Czemu do cholery lipiec nie mógł taki być? Ja już szykowałam się z mamą na zakupy kupić buty jesienne i buty zimowe a tu słońce. Ale nie jest źle. W tym tygodniu mam sporo nauki i załatwień, więc posty będą coraz rzadziej. Jak tylko cyknę sobie jakąś fotencje z boskimi włosami to dodam.

SOADuję. <3

czwartek, 8 września 2011

Can't stop!

Dzisiaj będzie krótko. Wycieczka nie wypaliła, bo waliło deszczem. Więc dzień integracji klasowej odbył się w szkolnej czytelni. Było całkiem fajnie. Potem poszłyśmy z dziewczynami do KFC, nawpieprzać się kalorii i nie zdrowego jedzonka. Cały dzień opierdzielania się, a jutro ważna kartkówka. Mam nadzieję, że jutro będzie walić deszczem równo, bo mamy zaplanowane cztery okrążenia boiska znajdującego się na dworze. Wrr.
W rytmach Redhotsów idę walczyć z tą pieprzoną historią i układem pierwiastków.

środa, 7 września 2011

Miało byc tak pieknie




Szkoła, szkoła, szkoła, szkoła. Dlaczego? Nawet tydzień nie minął, a ja już czuję się wykończona. Psychicznie i fizycznie. Codzienne dojazdy mnie wykańczają. I siedzenie w szkole do późna. I rozszerzona matma! Boziu... Dlaczego skazałaś mnie na ten niezrozumiały przedmiot? W dodatku na rozszerzeniu! Co prawda z kartkówki dostałam 3... I jestem osobą, która ma szansę przejść z matmy. Pocieszne, co? Będzie trzeba się przyłożyć do nauki. Aż skaczę ze szczęścia. Oczywiście sarkastycznie mówiąc. I co tam jeszcze u mnie? Nie ogarniam tego wszystkiego. Ech. Chce wakacje, albo chociaż weekend żeby móc odetchnąć. I zregenerować wymęczoną psychikę. Jutro cały dzień uczenia się pieprzonej historii i czytane pieprzonej mitologii. Na szczęście nie mam pieprzonych lekcji, tylko pieprzoną wycieczkę na błonia, ażeby się pieprznie zintegrować. Mam taką chęć kląć na tą szkołę... Wrrr! Trzeba było iść do technikum i nie byłoby  tego całego gadania. Tymczasem czekają mnie trzy lata zakuwania do matury, brak widoków na przyszłość i ciągłe angstowanie. Lubię to! Nie wiem dlaczego tak źle się czuję w tej szkole. Niby ją znam, niby mam koleżanki i kolegów, ale nie czuję się dobrze. Czuję się wręcz fatalnie. Muszę pokupować resztę książek. I kawę. Dużo kofeiny w tym roku. Inaczej nie wyrobię. I fun roku! Nasz wspaniały ksiądz kazał nam przeczytać księgę z Pisma Świętego na ocenę! Juhu... Zaraz idę coś wszamać na pocieszenie. Mam tak zły humor, że prawie zabijam wzrokiem. A kalorie zawsze są pocieszne.
Dobranoc.

piątek, 2 września 2011

Szkolnie

Pierwsze dwa dni... Nie było tak źle. Początek był kiepski, bo nikogo się nie znało, ale potem jakoś poszło. Mam w klasie chyba 22 dziewczyny i 9 chłopaków. Klasa całkiem fajna. Naszą wychowawczynią jest Pani z polskiego. Na wstępie postraszyła nas rozszerzeniem z tego właśnie przedmiotu. Klasa jest całkiem fajna, ale strasznie liczna. Kiedy ja spamiętam te imiona?! Dzisiejszy dzień rozpoczęłam spóźnieniem i francuskim. Już na wstępie powiem, że kocham i nie lubię tego języka. Kocham, bo jest piękny.... nie lubię, bo jest trudny. Ale chyba jakoś mi pójdzie. Następnie historia. I już mam zapowiedzianą kartkówkę z historii Polski. Od początków jej istnienia do chwili obecnej. <- tak sądzę.  Milutko. ;)
Potem chemia. Pan z chemii mnie przeraża. Bardzo. Czuję, że lizydupstwo będzie nieodłączną częścią mojej edukacji z tego przedmiotu. Następnie polski i oprowadzenie po szkole, którą znam jak własną kieszeń. Na koniec dwie godzinki wfu. Już wiem, że zwolnienie się z basenu jest praktycznie niemożliwe. Wf jest tam zadziwiająco ważnym przedmiotem. Co do planu lekcji... Jest całkiem ok. Mogłoby być mniej tych lekcji, bo w domu będę strasznie późno. No, ale myślę, że będzie dobrze.

_______________________
zajebisty brak humoru. ;/